– Czy już w ASP na wydziale wzornictwa ciągnęło Pana do motoryzacji, czy to dopiero w Turynie pojawiły się te zainteresowania?
– Patrzyłem na to zawsze od strony sztuki. Bardziej jestem artystą niż projektantem przemysłowym. Samochody interesowały mnie jako piękne rzeźby już w Łodzi. To jest moim zdaniem ta najwyższa półka projektowania przemysłowego.
– Spotkał się pan w Łodzi na studiach ze znanym designerem Januszem Kaniewskim?
– Tak, to była zabawna historia. Byłem na trzecim roku studiów i z moimi przyjaciółmi pojechaliśmy na plener malarski. Trafiła do mnie gazeta, bodajże Male Mann z wywiadem z Januszem po jego przyjeździe do Polski. Czytaliśmy we dwójkę z moim kolegą ten wywiad i sobie pomyśleliśmy – świetny człowiek, projektował tyle rzeczy, nie tylko samochody, ale stacje Orlenu, paczki Marlboro, buty... A dwa tygodnie później wziąłem udział w konkursie, w którym została wyróżniona lampa mojego projektu, realizowana w „Butiku”, w firmie Janusza, miałem więc możliwość kontaktu, porozmawiania z nim. Później były prowadzone przez niego warsztaty w Gdyni, na których się pojawiłem.
– Prędzej czy później każdy projektant myśli o studiach i karierze we Włoszech. Kiedy Pan wyjechał do Turynu?
– To już ponad dwa lata temu. Myślę, że projektantom nawet nie chodzi o Włochy, to Turyn przyciąga. On jest centrum projektowym i stolicą projektowania samochodów do dzisiaj. Czuje się jak to życie tętni tutaj.
– Tam właśnie, w Istituto Europeo di Design, pojawił się pomysł na Syrmę?
– Tak. Co roku oni dają swoim absolwentom możliwość projektowania i prezentowania swoich aut.
– Świetny pomysł na naukę i jednocześnie promocję, zwłaszcza w Turynie, gdzie są takie tradycje, studia Fiata, studio Pininfariny. Pomysł na pokazanie całemu światu młodych designerów.
– Jeszcze długo przed ASP, oglądałem program w telewizji na temat Pininfariny. Jeden z projektantów powiedział, że o wiele łatwiej niż zostać projektantem jest urodzić dziesiątkę bliźniąt, które wszystkie będą grały w NBA. Bardzo to we mnie utkwiło.
– Ale w Turynie można znaleźć dziesiątkę geniuszy. Pana zespół to nawet jedenastu geniuszy z całego świata? Jak Pan ich znalazł wszystkich?
– To nie jest tak, że ja ich znalazłem, to jest łut szczęścia. Poznaliśmy się na studiach i od początku ze sobą zaczęliśmy doskonale współpracować. Nie wiem jak to się stało, wszyscy wokół byli nami zachwyceni. Ciekawe, bo pierwszy raz w Instytucie nie było na roku nikogo z Włoch i tylko ja z Europy.
– To niesamowita grupa, Izrael, Meksyk, Iran, Tajwan...
Wielu ludzi nie mogło uwierzyć, że student z Izraela i z Iranu mogą razem siedzieć i pracować, to jest niesamowite. Przychodziliśmy do szkoły nawet jak nie mieliśmy zajęć. Razem rysowaliśmy, spotykaliśmy się i po pewnym czasie tak przywykliśmy do siebie, że staliśmy się wielką rodziną. Do dzisiaj jadamy w piątki razem lunch. Mamy też w zespole jedną dziewczynę, która pracowała w Audi w Pekinie. Nazywamy ją Sofia, a faktycznie nazywa się Jingwen Wu.
– Czy czy mieliście wolną rękę przy tym projekcie?
– Zawsze mamy kogoś kto doradza na pewnym etapie. Przez cały proces tworzenia samochodu opiekę nad projektem sprawował Luca Borgogno z Pininfariny, ale projekt powinien pokazać studentom jak wygląda praca, więc na dobrą sprawę nie ma się wsparcia ze strony szkoły. Wszystko załatwia się w zespole samodzielnie. Model wirtualny powstaje w grupie ludzi, którzy są bardziej wybitni w obsłudze oprogramowania. Model który stał w Genewie powstał w firmie Cecomp, która produkuje samochody pokazowe na większość stoisk podczas salonów.
– Prawdę mówiąc nie wygląda to na projekt grupy adeptów. Syrma prezentuje się lepiej od wielu produkcyjnych modeli samochodów, które były w Genewie.
– Cieszę się bardzo. Zabawne było zainteresowanie potencjalnych klientów, chociaż nie widać nawet wnętrza. Wielu gości nie zdawało sobie sprawy, że to jest pojazd koncepcyjny, prezentujący nasze możliwości i bryłę samochodu. Ale pytano, czy można go kupić, kiedy można złożyć zamówienie.
– Właśnie, ale to, że nie ma przezroczystych szyb nie zawsze oznacza, że to koncept.
– Zarzucano nam, że nie zrobiliśmy tylko bocznych szyb, ale kiedy były szef Bertone Mickey Robinson z ED Disign robi samochód bez szyb, wszystko jest w porządku. Nie zapomnieliśmy o szybach, to pomysł na generalne problemy z widocznością w kokpicie takich aut. Skoro mieliśmy wolną rękę, podjęliśmy decyzję, aby zrezygnować z szyb zupełnie. Mogłyby być delikatnie transparentne, ale od środka byłby to wielki wyświetlacz, pokazujący obraz z zewnętrznych kamer. Może się zdarzyć, że w niedalekiej przyszłości będą montowane wyświetlacze zamiast szyb, choćby dlatego, że w procesie produkcji wyświetlacze są obecnie tańsze niż szyby.
– Futurystyczne, ale realne.
– Tak realne. Na każdym etapem dbaliśmy o realizm projektu, nie odjechaliśmy zupełnie, zakładając, że samochód lewituje.
– No właśnie, założyliście przecież jakiś napęd, przeniesienie., były założenia techniczne, które musieliście spełnić?
– Oczywiście. Na samym początku miał to być w pełni elektryczny samochód, ale plany pokierowały nas ku hybrydzie. Czyli skończyło się na zespole napędowym z normalnym silnikiem spalinowym z dodatkowym silnikiem elektrycznym.
– Klasyczna sportowa V6 na tył i jednostka elektryczna napędzająca przednie koła?
– Tak jest. Koncepcja była taka, że silnik elektryczny rozpędza samochód od 0 do 80 km/h. W momencie, kiedy samochód potrzebuje większej mocy, włącza się silnik spalinowy.
– Są jakieś inne futurystyczne założenia techniczne?
– Owszem, choć. laserowe reflektory to nic nowego, dokładnie dwa miesiące przed premierą naszego samochodu Mercedes pokazał LOBO Laser Display Technology, podobne urządzenie, rzucające napisy, informacje, piktogramy, na jezdni przed samochodem. Mówię o bezzałogowym samochodzie pokazanym w Las Vegas. Pomysł z laserami urodził się rok wcześniej przy okazji projektowania innego samochodu, zabawne, że wpadliśmy na ten sam pomysł mniej więcej w tym samym czasie co Mercedes.
– Jakie ma pan plany związane z pracą? Czy pojawiły się już jakieś ciekawe propozycje?
– To jest temat tabu w naszej branży. O tym się nie mówi zbyt wcześnie, kiedy będzie się czym pochwalić, na pewno powiem. A co do planów, marzy mi się podróż do Polski z całą jedenastką moich przyjaciół i założyć studio projektowe w Łodzi.
– Życzę tego, jest już piękne miejsce pasujące do pomysłu światowego biura designerskiego, w dawnej EC1 – Mieście Kultury, w tak zwanym Nowym Centrum Łodzi. Życzę, żeby za tym projektem poszły ciekawe propozycje pracy i dziękuję za rozmowę.